Po tym jak dosyć jak wcześnie rano znudził nam się Cieszyn ( nie było nawet gdzie usiąść na jednego) ruszyłyśmy dalej naszym celem jako pierwsza był Wisła, nad Wisłą.
Ledwo po przekroczeniu znaku Wisła, czas na przerwę, i okazja do zrobienia paru foto, czemu nie z nowym znakiem drogowym:))
Będąc w takim mieście nie można nie zobaczyć obiektu, jakim jest skocznia narciarska, Paulina twierdziła że jedna z nich znajdowała się tutaj ale ewidentnie, nie jest to cel naszej podróży.
Chwila na rozejrzenie się po okolicy, i zwiedzanie wiślańskiego amfiteatru =))
No i przerwa na jednego, najwyższy czas na sobotni relaks.
Paulincia jako kierowca spożywa sorbecik lemonkowy =)
W porze obiadowej postanowiłyśmy zmienić lokal w celu spożycia żurku.
jeszcze małe orzeźwienie w wartkiej Wiśle
Dwa mocherki ploteczki po drugiej stronie rzeki.
Kolejnym celem podróży okazałą się Wisła Malinka!!!
No i to jest skocznia jakiej oczekiwała Magda! Rozczarowania nie było...
Oglądamy sobie wyciąg, może by tak wsiąść, ale nie ma co ryzykować lepiej znowu udać się na jednego...
Sweetka miałą być z widokiem na skocznie, ale wyszła tylko z widokiem na stoliki...
Paulina obeznana w tutejszych rejonach postanowiła pokazać nam ( i uszczęśliwić Magdę) kolejną atrakcję już mało turystyczną, czyli dom naszego mistrza Adama Małysza.
Nie obyło się bez obrażeń fizycznych...kiedy już wyjeżdżałyśmy z Wisły malinki Magdę użarła pszczoła i to prosto w noc=(( W celu ratowania życia udałyśmy się do sklepu po lekarstwo, czyli cebule. Poszkodowana zachowała jednak trzeźwy umysł bo tylko po dojechaniu do sklepu stwierdziła: " to może jakieś pseudopiwko".
Mury zabezpieczone nie tylko murem.
Paparazzi...
Podli ludzie zrobili Małyszowi dziurę w płocie, można jeszcze luknąć...
Mistrza nie spotkałyśmy, trudno nie było czasu czekała nasz jeszcze USTROŃ!!
Mały przerywnik....Kamyczek z Cieszyna.
Tylko dojechałyśmy do Ustronia i od razu spotkałyśmy znajomych z Wisły rasy ciemnej, sprzedających holenderskie noże krojące papier ( nie polecamy)=))
Nawet w Ustroniu znalazłyśmy znaki na Zawodzie (powiedzmy że nasze:))
Przystanek na jednego i Diabła.
Przerwa dla obcowania z kulturą, posłuchałyśmy kontrabasu, żeby nie było wspieramy kulturę a wyceniłyśmy ją na 3,40 zł
Ostatni cel, szczyt Równica (885m.)
Zmęczone po zdobyciu szczytu=))
Na zakończenie wycieczki Magda G. myślała już tylko o jednym jak dorwać jakąś kukurydzę... postój był więc obowiązkowy i są efekty. Kukurydza była pyszna, wciągnęłyśmy dzisiaj na śniadanie.
Nie bez małych ekscesów, zmęczone dotarłyśmy do domu=))
Pozdrawiamy,
Podróżniczki z Katowic!!